Do Światowych Dni Młodzieży, które odbędą się w Krakowie pozostało ponad 5 miesięcy. Mało kto wie, jak w przeszłości, to wydarzenie wyglądało. Monika Antosz zapytał Piotra Armatysa, dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury w Mszanie Dolnej, o jego związek ze Światowymi Dniami Młodzieży. Był on uczestnikiem ŚDM w Częstochowie i Paryżu.
MONIKA ANTOSZ-GRODZICKA: Jak Pan wspomina swoje pierwsze Światowe Dni Młodzieży?
PIOTR ARMATYS: Do Częstochowy szedłem pieszo z pielgrzymką góralską, która wyruszyła z Rabki. Nie była to moja pierwsza pielgrzymka, ale ta miała na pewno szczególne znaczenie. Podczas tych ośmiu dni wędrowania mogliśmy się duchowo przygotować na spotkanie z papieżem, ale też poczuć atmosferę tego, co nas czeka u celu. Trzeba podkreślić, że 1991 r. to był wyjątkowy czas. Niedawno upadł komunizm, Kościół odgrywał zupełnie inną rolę. Rzeczywiście wiązał młodych ludzi, nie tak jak teraz.
M.A.G: Jaka atmosfera panowała w Częstochowie?
P.A. Było bardzo naturalnie, można nawet powiedzieć, że luźno. Wiele wydarzeń miało charakter spontaniczny, zarówno ze strony zgromadzonej młodzieży, jak i samego Ojca Świętego. Pamiętam bardzo dobrze, jak po apelu jasnogórskim przyszedł do pielgrzymów. To nie było zaplanowane, a wywołało niesamowity entuzjazm. Wszyscy zaczęli śpiewać jednocześnie. Słychać było wiele języków, ale najgłośniej brzmiała polska „Barka”. Po spotkaniu z papieżem oczywiście nikt nie myślał o spaniu. Zabawa trwała prawie całą noc. Uliczki wokół klasztoru pełne były tańczących. Ktoś zainicjował utworzenie „pociągu”. Młodzi ludzie, trzymając się za ręce, zajęli ok. 4 kilometrów. Poza tym co kilkadziesiąt metrów w zakamarkach rozlokowały się różne grupy narodowościowe. Każda miała ze sobą tradycyjne instrumenty i śpiewała. Niewątpliwie uwagę zwracali katolicy z Ameryki Południowej. Byli niezwykle spontaniczni. W takiej atmosferze nikt nie myślał o jedzeniu ani wygodach.
M.A.G.: W jakich warunkach spędzaliście ten czas?
P.A.: Na pewno nikt nie liczył na luksusy. Już podczas wędrówki przyzwyczailiśmy się do prowizorycznych warunków, jednak nikomu nie przychodziło na myśl, żeby narzekać. Ostatni nocleg w Olsztynie pod Częstochową mieliśmy w szczerym polu na sianie. W samej Częstochowie rozlokowaliśmy się na wałach, a za przykrycie służyły duże worki na śmieci. Zresztą, jak już wcześniej mówiłem, nikt nie szedł do Częstochowy, żeby spać. To była dla wielu pierwsza możliwość zetknięcia się innymi kulturami. Oczywiście w ramach przeżyć duchowych.
M.A.G.: Teraz dużo mówi się o środkach bezpieczeństwa. Jak to wyglądało w 1991 r.?
P.A.: Może się to wydawać dziwne, ale wtedy nie przywiązywano do tej sprawy tak dużej wagi. Teraz świat zmaga się z wieloma innymi problemami, dlatego zapewnienie bezpieczeństwa Ojcu Świętemu i pielgrzymom wysuwa się na plan pierwszy. W Częstochowie nie było nadmiernej ochrony, a jednak nie dochodziło do żadnych incydentów. Wszyscy bawili się razem, wymieniali swoimi rzeczami (np. kapeluszami). Nikt nie szukał konfrontacji.
M.A.G.: Jak z perspektywy ŚDM w Częstochowie wyglądało spotkanie w Paryżu w 1997 r.?
P.A.: To był wyjazd indywidualny, bez pielgrzymkowego przygotowania. Patrzyłem na to z innej perspektywy. Sentyment do ŚDM w Częstochowie pozostał. W Paryżu była wspaniała oprawa, doskonałe przygotowanie organizatorów. Myślę, że nawet różnorodność kulturowa była większa niż w Polsce, ale brakowało tej naturalności i spontaniczności, której byłem świadkiem sześć lat wcześniej.
M.A.G.: Jakie były przyczyny tej zmiany?
P.A.: Na pewno czas miał znaczenie. Spotkanie w Częstochowie należało do ciągu ważnych wydarzeń historycznych.
M.A.G: A jakie są dzisiaj Światowe Dni Młodzieży?
P.A.: Dzisiaj też zdecydowanie brakuje spontaniczności, a zbyt dużo jest formalności. Na pewno inne oczekiwania ma współczesna młodzież. Zmienił się również Kościół, który nie do końca potrafi odpowiedzieć na te oczekiwania. Poza tym mam wrażenie, że w mediach mało mówi się o ŚDM. Spycha się je do rangi imprezy lokalnej.
M.A.G.: Jaka w takim razie będzie przyszłość tego wydarzenia?
P.A.: Myślę, że Światowe Dni Młodzieży na długo opuszczą Europę. Kościół moim zdaniem musi bardziej niż do tej pory wyjść do młodych, zainteresować ich swoim przekazem. Inaczej ŚDM staną się zwykłą wycieczką turystyczną i stracą duchowy charakter.
M.A.G.: Jakie korzyści z przyjęcia pielgrzymów może odnieść Mszana Dolna i cały region?
P.A.: Będziemy mogli zaczerpnąć z wielkiego bogactwa kulturowego, które znajdzie się w zasięgu ręki. ŚDM to również niepowtarzalna okazja pokazania naszego dorobku, obyczajów, tradycji, naszego sposobu przeżywania kontaktu z Bogiem. Nie zapominajmy też o pięknie przyrody. Naprawdę mamy się czym chwalić. Trudno oczekiwać uniesień na miarę Częstochowy, ale tegoroczne spotkanie w Krakowie też może być wspaniałe.
Dziękuję za rozmowę.