182 uczestników wzięło udział w "II Limanowskim Dyktandzie"

182 uczestników wzięło udział w "II Limanowskim Dyktandzie"

Druga edycja Limanowskiego Dyktanda, a konkretnie jej część merytoryczno – techniczna, jest historią. 16 listopada, w samo południe, w Limanowskim Domu Kultury zostało ono najpierw oficjalnie zainaugurowane i „uznane za otwarte”, potem odczytane i – co najważniejsze – następnie przeniesione na papier przez śmiałków, gotowych mierzyć się z wymaganiami oraz zawiłościami polskiej ortografii.

Przewodniczącym jury oraz autorem tekstu II Limanowskiego Dyktanda, podobnie jak w roku ubiegłym, był dr Maciej Malinowski (drugi członek jury to dr Artur Czesak). Autor Dyktanda wcielił się także w rolę lektora i odczytał uczestnikom jego treść. Najpierw całość, następnie – miarowo i powoli zdanie po zdaniu. Wcześniej oficjalnego otwarcia, zarówno imprezy jak i zalakowanej koperty w której znajdował się tekst dyktanda, dokonał burmistrz Limanowej Władysław Bieda. Przed samym pisaniem dyktanda wszystkie regulaminowe zasady i obwarowania przypomniał zebranym moderator imprezy, dziennikarz Jakub Węgrzyn. No i zaczęło się. Po sali głównej LDK niósł się głos lektora odczytującego tekst naprzemiennie z odgłosem benedyktyńsko pracujących długopisów i szelestem kartek. Jakoś 30 – 35 minut i było po sprawie.

TE K S T

O hobbiście Genku, który oddawał się po kryjomu deltiologii

Było wczesnolistopadowe, arcymroźne jak na tę nielubianą porę roku, późne popołudnie, ni mniej, ni więcej, tylko wpół (albo pół) do szóstej. Genek, który miał tę przypadłość, że co nieco niedosłyszał, siedział jak zwykle na spróchniałym już po trosze szezlongu usytuowanym pośrodku pokoju na poddaszu trzyipółkondygnacyjnego domu rodzinnego i rozmyślał w pół śnie, pół jawie. Mieszkał w Wysokiem, małym sołectwie leżącym przy drodze krajowej nr 28 łączącej Limanową z Nowym Sączem, skąd rozciąga się piękny widok na Beskid Wyspowy.

Genek, jegomość już blisko 26-letni (albo dwudziestosześcioletni), należał raczej do mężczyzn samotników, którzy nie przepadają za towarzystwem i wszystkie wolne chwile spędzają w domu.

Nieraz mama, nie na żarty zatrwożona, mawiała do syna jedynaka: „Genku, nie siedźżeż tak ciągle w tych czterech ścianach i nie gapżeż się na okrągło w okno, wyjdź no od czasu do czasu do ludzi, a  nuż, widelec spotkasz kogoś wyjątkowego, z kim się wkrótce zaprzyjaźnisz”.

Każdorazowo chłopak w milczeniu, z należytą uwagą słuchał tego wszystkiego, ale w okamgnieniu widać było, że naprawdę bierze sobie do serca owe jakżeż wymowne słowa perory ukochanej mamy. Co najmniej od kilku miesięcy chciał coś zmienić w swym monotonnym życiu, które polegało na tym, że co dzień wstawał wcześnie rano i podążał w pocie czoła do zakładu pracy chronionej w Limanowej, gdzie pracował jako pomocnik drukarza metrampaża. Po południu z powrotem przemierzał tę samą trasę, tyle że w kierunku odwrotnym.

Mało kto wiedział jednak, że Genek od dawna ma rzadkie hobby, a mianowicie zbieranie pocztówek. Okazało się, że deltiologii, lub inaczej filokartystyce, oddawał się po kryjomu od dawien dawna. Zgromadził dotychczas w swym miniarchiwum blisko 2 (albo dwa) tysiące (albo tys.) oryginalnych odkrytek z całego prawie świata, a wśród nich nierzadko prawdziwe białe kruki.

Genek zafascynował się kiedyś Mariem Morbym z Wielkiej Brytanii (albo Wlk. Brytanii), posiadaczem największej na świecie, ponadmilionowej, kolekcji kart pocztowych, co uznaje się za oficjalny rekord świata, na razie niepobity, zatwierdzony przez kolegium redakcyjne Księgi rekordów Guinnessa.

   

Autor: dr Maciej Malinowski,

Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie

mistrz ortografii polskiej (Katowice, 1990 r.)

Zobacz również