Mija dokładnie 40. rocznica pierwszego zimowego zdobycia Mount Everestu. Też mamy swój akcent w Himalajach. Zimą patrzyłem na Ćwilin i w duchu myślałem o nim jak o Everście – mówi Julian Kubowicz z Kasiny Wielkiej. Choć nigdy nie dotarł na najwyższy szczyt ziemi, to jako alpinista wspinał się na inne ośmiotysięczniki.
Archiwalne nagranie prezentujemy, bo warto wspomnieć o tych, którzy zdobywali najwyższe góry świata.
Pewnie niewielu mieszkańców naszego regionu wie o tym, że Julian Kubowicz z Kasiny Wielkiej trzykrotnie był uczestnikiem wypraw w Himalaje. Spotkanie na stacji narciarskiej Kasina Ski, było dobrą okazją do rozmowy o wyprawie Tomasza Mackiewicza na Nanga Parbat. Zapraszamy do obejrzenia i wysłuchania rozmowy na temat brawurowej akcji ratunkowej i wyprawie…”bez medialnego blichtru”.
Juliana Kubowicza zimą można spotkać na stacji narciarskiej „Śnieżnica” w Kasinie Wielkiej, gdzie serwisuje i wypożycza narty. Natomiast wiosną i latem w Tartach. W pobliżu Morskiego Oka, w Dolinie Rybiego Potoku prowadzi obozowisko taternickie dla wspinaczy i taterników jaskiniowych, zwane Szałasiskami. Nie przypadkowo jest związany z tymi miejscami, bowiem od 1980 roku jest aktywnym członkiem Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Śmiało można o nim powiedzieć, że to człowiek gór, bo jest z nimi związany od dziecka.
To właśnie tutaj w otulinie Tatrzańskiego Parku Narodowego udało mi się spotkać i porozmawiać z Panem Julianem. Ale zanim usiedliśmy do długiej pogawędki musieliśmy najpierw przejść na „Ty”. Taki właśnie ma zwyczaj, zanim przysiada do rozmowy z kimkolwiek – Julek.
I faktycznie. Ci wszyscy, którzy przychodzą do położonego w kompletnej głuszy Tatr obozowiska – zwracają się do Juliana po prostu – Kuba. Zatem zdziwienie natychmiast mi przeszło.
„Kuba” od dziecka lubi góry. Bywał w Zakopanem, gdzie pracował jego ojciec. Później jako młody człowiek wyjechał z Kasiny Wielkiej za pracą do Gliwic. Mimo, że Śląsk nie przypominał mu gór, z których wyrósł, to nie zapomniał o nich. Pierwszym krokiem, którym uczynił w kierunku zrealizowania swoich życiowych marzeń, a więc wspinania się po górach i zostania alpinistą z krwi i kości, było zdobycie nie tyle certyfikatu, co wiedzy na ten temat. Taką się mu udało uzyskać w jednym z najbardziej znanych w Polsce Klubów Wysokogórskich w Gliwicach. Spotykając tych, którzy już byli doświadczonymi alpinistami, jak i tych, którzy tak jak On marzą by chociaż przez chwilę poczuć łyk wolności w górach.
– Będąc młodym chłopakiem chciałem już wtedy być alpinistą. Zimą patrzyłem na Ćwilin i w duchu myślałem o nim jak o Everście – śmieje się Kuba. To było moje najskrytsze marzenia, które chciałem zrealizować.
Choć na Evereście nie był, to Julian Kubowicz brał udział w kilkunastu ekspedycjach na najwyższe szczyty świata. Wszystko zaczęło się od Elbrusa najwyższego szczytu Kaukazu, liczącego sobie 4741 m.n.p.m. W 1982 roku przyszedł czas „na pierwszy” ośmiotysięcznik – Makalu w Himalajach. Z całej polskiej ekspedycji na szczyt udało się wejść tylko Andrzejowi Czokowi.
– Pamiętam tę wyprawę do dzisiaj. To było dla mnie i dla innych członków ekipy „być albo nie być”. Mimo, że nie była to wyprawa zimowa, ale pogoda była nieciekawa. Japończycy, którzy również wtedy się wspinali – zrezygnowali. A My chcieliśmy bardzo tego dokonać, bo samo przygotowanie wyprawy nas bardzo drogo kosztowało. Zarówno sił, poświęcenia jak i pieniędzy. Wtedy nie było łatwo o paszport czy wizę. Ktoś, kto chciał wyjechać musiał na koncie mieć odpowiednią sumę dolarów.. Dlatego tak bardzo nam zależało – tłumaczy Kubowicz.
Podczas tej wyprawy Polacy wyznaczyli nowy szlak prowadzący na szczyt Makalu zachodnią jego ścianą. Później przyszedł czas na kolejny ośmiotysięcznik Dhaulagiri, położony również w Himalajach. – To była jedna z niewielu okazji abym ten szczyt mógł zdobyć, ale zrezygnowałem. Nie było na tyle sił, aby wejść na tą górę – dopowiada Kuba.
W 1984 roku pod kierownictwem najbardziej utytułowanego alpinisty Jerzego Kukuczki – zimą Polacy zdobywają szczyt Kanczendzonga, liczący sobie 8589 m.n.p.m.
– Podczas tej wyprawy był „nosiczem”, a więc osobą, która nosi sprzęt i pożywienie i pomaga tym bardziej doświadczonym, aby to oni mogli zdobyć szczyt. Podczas takiej wyprawy trwającej blisko 30 dni, mieliśmy do przejścia ponad 350 km, gdzie dziennie pokonywaliśmy ok. 40 km. Więc naprawdę trzeba się natrudzić. Nie mówiąc już ekstremalnych warunkach jakie panują już powyżej 5 tysięcy metrów nad poziomem morza. Na takich, albo i wyższych partiach gór musisz przetrwać nie tylko marsz dniem, ale i noc w namiocie. Podczas takiej wyprawy nie ma ambicji i miejsca na to, kto jest ważny. Chociaż Kukuczka, Piasecki, Machnik czy Janik byli ode mnie bardziej doświadczonymi alpinistami, to brali pod uwagę również i moje zdanie. Później ten sukces rozlewa się również i na innych. Góry obnażają Twój charakter. Pokazują jakim jesteś człowiekiem. Dlatego tak bardzo je kocham.
Julian Kubowicz ma 64 lata. W Gliwicach mieszka jego rodzina – żona i dwie córki. Z zawodu jest mechanikiem. Jest również czynnym członkiem GOPR. Jest również członkiem stowarzyszenia Lubogoszcz z Kasiny Wielkiej, które zajmuje się propagowaniem turystyki górskiej zarówno pieszej jak i rowerowej.
Polskie wyprawy w góry wysokie w których brał udział Julian Kubowicz:
Makalu: 8 481m – 1982 rok (wejście jesenią)
Dhaulagiri: 8 167 m – 1984/5 r. (wejście zimowe)
Kanczendzonga: 8 586m – 1985/6 r. (wejście zimowe)
Makalu: 8 481m – 1987 r. (wejście zimowe zakończone na wysokości 7 500 m).