Panujący koronawirus sparaliżował świat. Wszyscy zamykają się w domach, nie funkcjonuje większość miejsc użytku publicznego, a fani oglądania sportowych zmagań mają od niego przymusowy urlop, bo – co oczywiste – nie odbywają się też mecze i zawody. Nie odbywają się, i pewnie jeszcze przez jakiś czas odbywać się nie będą. Ciosem w serce piłkarskich pasjonatów okazała się natomiast decyzja o przełożeniu Mistrzostw Europy na kolejny rok.
Nie mogło być inaczej. Po pierwsze, nadal nie wiemy jak długo potrwa pandemia. Po drugie, akurat nadchodzące Euro miało – pierwszy raz w historii – odbyć się w aż dwunastu państwach, co w obecnej sytuacji byłoby wręcz samobójstwem. Przełożenie turnieju to też większa szansa na dokończenie sezonu klubowego. Do rozegrania pozostało przecież kilkanaście kolejek, które będzie trzeba gdzieś skumulować. Przy planowym rozegraniu Euro nie byłoby to w ogóle możliwe, choć… i teraz nie ma pewności, czy krajowe rozgrywki uda się doprowadzić do normalnego finiszu.
Kto może na tym zyskać?
Mistrzostwa Europy odbędą się więc za rok. Czy to lepiej dla podopiecznych Jerzego Brzęczka? Gorzej? Trudno jednoznacznie określić. Przy szukaniu plusów od razu na myśl przychodzi Krystian Bielik, który wyrósł w ostatnich miesiącach na ważne ogniwo środka pola naszej kadry. Zawodnik angielskiego Derby County jest w trakcie leczenia poważnej kontuzji kolana. Nie było żadnych szans, by wykurował się na czerwiec, kiedy miało zaczynać się Euro.
W obecnej sytuacji Bielik dostanie jednak druga szansę. Za rok na pewno będzie już gotowy do gry, więc wymarzony dla każdego piłkarza turniej raczej nie powinien mu uciec. O ile oczywiście po powrocie znów wskoczy na odpowiedni poziom piłkarski.
Przełożenie turnieju to również szansa dla tych, którzy w ostatnim czasie nie byli w najwyższej dyspozycji. Krzysztof Piątek przeżywał trudny czas. Najpierw został zepchnięty na margines w Milanie, a po transferze do Herthy Berlin wcale nie wrócił do oczekiwanej formy. Podobnie jak chociażby Dawid Kownacki, który w Fortunie Dusseldorf ani nie strzela, ani nie asystuje, i można zaryzykować stwierdzenie, że nie pojechałby na Euro, gdyby faktycznie miało się ono zacząć za nieco ponad dwa miesiące. Najnowsze informacje dotyczące meczów oraz ich typów znajdziesz pod tym linkiem.
Rok więcej w paszporcie
Ale dwanaście miesięcy zwłoki może okazać się ciosem dla tych piłkarzy, którzy są coraz bliżej zawieszenia butów na kołku, albo zwyczajnie mają na karku sporo wiosen. Jakub Błaszczykowski ma już 34 lata, a nadchodzące Euro mogło być pięknym zwieńczeniem jego kariery. Czy będzie nim za rok? Może być o to trudniej. Kuba to wciąż ogromne doświadczenie, także umiejętności, ale metryki nie da się oszukać. Kłopoty zdrowotne przypominają o sobie coraz częściej, a mijający czas raczej nie działa na jego korzyść.
Ale kto wie, może za rok Kuba wciąż będzie prezentował na tyle solidny poziom, by znaleźć się w kadrze. Rywalizacja na skrzydłach to akurat ciekawy temat, bo i Kamil Grosicki może mieć za dwanaście miesięcy większy problem, by wciąż stanowić o sile Biało-Czerwonych. Nawet nie ze względu na swoje starzenie się (choć też), bo będzie miał wtedy 32 lata, a to jeszcze nie emerytura, ale przez coraz lepiej rozwijających się konkurentów.
Damian Kądzior z miesiąca na miesiąc prezentuje się korzystniej. Podobnie jak Sebastian Szymański, a ostatniego słowa nie powiedzieli jeszcze choćby Przemysław Frankowski czy Kamil Jóźwiak. Ten drugi raczej nie byłby za dwa miesiące faworytem do obsadzenia lewej flanki, ale rozwija się w tak błyskawicznym tempie, że za jakiś czas może stać się do tego pewniakiem.
Podobnie jak kilku innych młodych zawodników, takich jak Michał Karbownik czy Sebastian Walukiewicz. W ich przypadku upływający czas działa zdecydowanie na korzyść.
To jednak tylko dywagacje. Nie wiemy, jak podopieczni Jerzego Brzęczka zaprezentowaliby się na Euro, gdyby było ono tuż za rogiem. Mniej więcej za rok przekonamy się jednak, czy egzamin zdał projekt pt. “Polska 2021”.