– O sponsorów trudno, ale gdyby byli, to na pewno byłoby mi dużo łatwiej – mówi Kacper Dudzic, który z powodzeniem startuje w zawodach enduro

– O sponsorów trudno, ale gdyby byli, to na pewno byłoby mi dużo łatwiej – mówi Kacper Dudzic, który  z powodzeniem startuje w zawodach enduro

Przez kilka lat grał w hokeja w drużynie Podhala Nowy Targ, ale to pasja i miłość do dwóch kółek sprawiła, że 21-letni Kacper Dudzic z Rabki – Zdroju uprawia enduro. To bardzo trudna i wymagająca dyscyplina sportów motorowych.

 

Konrad Rogowiec: Skąd u ciebie zainteresowanie tym sportem?

Kacper Dudzic: Można powiedzieć, że zacząłem jeździć gdy byłem małym dzieckiem. Rodzice zakupili mi małego chińskiego quada, a później tzw. crossa. W tym czasie trenowałem również hokej. Grałem w niego przez 6 lat w drużynie Podhala Nowy Targ. W międzyczasie oczywiście w wolnej chwili rekreacyjnie jeździłem motocyklem. Później zakończyłem przygodę z hokejem, poszedłem również do szkoły. Wtedy zdecydowałem, że postawię na sporty motorowe. Pierwszy start w zawodach, właśnie na crossie poszedł mi całkiem nieźle. Pomyślałem wtedy – czemu nie pójść w tym kierunku…

Ta dyscyplina jest dość szeroka, co Ty wybrałeś?

Ja jeżdżę w super enduro, hardenduro i enduro. Różnią się one między sobą organizacją i przebiegiem zawodów. Czasem ścigamy się na kilku odcinkach specjalnych, a wtedy zawody trwają kilka godzin. Z kolei inne odbywają się błyskawicznie i rywalizacja trwa zaledwie kilka minut. Są i takie starty, kiedy jeździmy 4, a czasem 5 godzin bez przerwy. Przejechanie jednego okrążenia  trwa czasem 1,5 godziny. Dla laika, bardziej zrozumiałe będzie stwierdzenie, że jeżdżę na crossie.

Na pewno na całe zawody paliwa Ci nie wystarczy, jak wygląda tankowanie?

Jest do tego przygotowana specjalna strefa tzw. depo, do której zjeżdżasz i możesz zatankować motocykl lub coś zjeść, ale na tą czynność jest niewiele czasu. Zazwyczaj wynosi on od 6 do 8 minut. Czas ten jest odliczany od tego, który każdy zawodnik osiąga na mecie.

Co na to Twoi rodzice?

To mój tata zaszczepił we mnie zamiłowanie do sportów motorowych kupując mi te maszyny o których wcześniej wspomniałem. Kiedy byłem mały, przyjeżdżał po mnie do przedszkola, to sprawiało mi wiele radości. Zawsze i wszędzie brał mnie ze sobą i razem jeździliśmy na crossie.

Jest to jest sport, który wymaga dużo umiejętności, rozwagi, ale też ryzyka.

Muszę przyznać, że jest niebezpieczny. O kontuzje nie trudno. Zdarzają się one dosyć często. Dlatego zanim wsiadałem na motocykl wcześniej z tatą rozmawialiśmy o tym, co może się stać, gdy braknie mi rozwagi. Uczył mnie jeździć z głową i z rozsądkiem. Natomiast mama do mojej pasji podchodzi z dystansem. Obawia się kiedy startuję. Ale niepotrzebnie. Do tej pory miałem jedną poważniejszą kontuzję. Zerwałem więzadło krzyżowe. Co prawda jestem już po jego rekonstrukcji, ale rehabilitacja i dochodzenie do pełnej sprawności zajęło mi pół roku.

Ta kontuzja przytrafiła się na zawodach?

Zazwyczaj jest tak, że na zawodach nic się nie dzieje, a w tym wypadku było tak, że miało to miejsce w pobliżu mojego domu. Na szczęście jestem już w pełni sił i mogę startować w kolejnych zawodach.

Masz już na swoim koncie jakieś sukcesy?

Cieszę się, że udało mi się wystartować w jednej z najtrudniejszych imprez motorowych na świecie. Mówię tutaj o zawodach „Erzbergrodeo”, które odbywają się w Austrii. Startuje tam około 2000 osób, a do głównego wyścigu – po eliminacjach dostaje się 500 zawodników. Prolog poszedł mi nie za dobrze, ale udało się zakwalifikować do głównego wyścigu. Startowałem z siódmej linii i zająłem 124 miejsce. Jestem z tego startu tym bardziej zadowolony, że na mecie tych zawodów w stawce zawodników z Polski zająłem 4 pozycję. Dla mnie były to to bardzo trudne zawody, a tor okazał się być bardzo wymagający i niezwykle trudny. Widać było, że ci zawodnicy, którzy zajęli czołowe lokaty mieli ogromne doświadczenie.

Startujesz też w Polsce?

Tak. W naszym kraju zawody organizowane są głównie na Pomorzu . Starty w tamtym rejonie Polski są dla mnie wyzwaniem. Zdecydowanie wolę jeździć po górach niż na piasku. Start w zawodach daleko od domu, to dla mnie duże przedsięwzięcie logistyczne i finansowe.

Z własnej kieszeni pokrywasz udział w zawodach? Nie masz żadnych sponsorów?

Należę do klubu RMK Tylmanowa. Zapewnia mi on licencję, ale niestety to nie jest tak, jak w klubie piłkarskim, że jest sponsor, który finansuje zespół. Muszę sam zadbać o siebie i pomyśleć o pieniądzach, które najpierw trzeba wyłożyć, aby wziąć udział w zawodach. Żałuję, że nie mogę skupić się tylko na trenowaniu. Na każde jedne zawody muszę zarobić i dlatego pracuję. O sponsorów trudno, ale gdyby byli, to na pewno byłoby mi dużo łatwiej rywalizować zarówno z zawodnikami z Polski, jak i z zagranicy.

Jak i gdzie przygotowujesz się do startów?

To zależy pod co się przygotowuję. Zazwyczaj jeżdżę na tor, gdzie wyznaczona jest, ja to nazywam próbą, która trwa od 6 do 8 minut. Zdarza mi się, że trenuję i jeżdżę na prywatnym torze w Kamienicy. W naszym rejonie dość dużo osób uprawia tę dyscyplinę sportu. Gdyby był tutaj taki tor, to wielu zawodników, nie rozjeżdżałoby leśne ścieżki. Niektórzy mają do nas o to pretensje i ich, to denerwuje. Znam miejsca, gdzie poza aglomeracjami miast i miasteczek, a nawet niewielkich miejscowości są udostępniane działki, na których można jeździć i trenować. Takie rozwiązanie jest chociażby blisko Kielc. Miałem okazję tam właśnie trenować, kiedy byłem na obozie kadry naszego kraju. Zawodnicy bez przeszkód trenują na terenach gminnych zlokalizowanych przy autostradzie. To miejsce udostępniło im miasto. Jest to dobre rozwiązanie, bo nikt nie rozjeżdża lasów i nie niszczy przyrody.

Myślisz, że w Rabce takie rozwiązanie byłoby możliwe?

Myślę, że byłoby to bardzo trudne, ale nie niemożliwe do wykonania.

Wspomniałeś o zawodach w Austrii, a jak wygląda rywalizacja na imprezach mniejszej rangi.

Niedawno startowałem na Słowacji. Rywalizowało tam 150 licencjonowanych zawodników. Startowaliśmy z podziałem na kategorie i klasy. I tak np. Puchar Słowacji, jest niżej w rankingu, niż Mistrzostwa Słowacji. W tych dwóch kategoriach zawodnicy startują z podziałem na klasę junior i ze względu na moc oraz pojemność silnika motocykla.

Na jakim motocyklu Ty jeździsz?

Na motocyklu marki Husqvarna z 2019 roku z silnikiem dwusuwowym o pojemności 300cc. Aby uprawiać ten sport profesjonalnie, to taki motocykl w pełnym cyklu startowym sprawdza się przez rok. Sprzęt szybko się zużywa. Przede wszystkim silnik i części w całej maszynie trzeba wymieniać.

I tutaj pojawiają się kolejne koszy…

Tak. Na remont motocykla trzeba średnio wydać od 1000 do 1500 zł. Koszty zależą od tego, co trzeba konkretnie wymienić. Taki motocykl pracuje później przez około 100 godzin. Jedna motogodzina, jest równa od 2 do 3 godzin zegarowych. Dlatego koszty, które ten sport generuje są ogromne. Są różnice również przy zużyciu paliwa. Przy jeździe na piasku, gdzie przez większość czasu trzeba trzymać rękę na gazie, zużywam bak paliwa o pojemności 9 litrów w ciągu 40 minut.

W jaki sposób scharakteryzujesz udział w takich zawodach.

Najbardziej na zawodach przeszkadza mi tłok, gdzie zawodnicy jeżdżą obok siebie łokieć w łokieć . Czasem jest tak ciasno, że mam niewiele miejsca. Przy takiej jeździe trzeba być bardzo precyzyjnym i mieć przygotowaną taktykę. Dobrze radzę sobie z każdym torem przeszkód. Nienajlepiej czuję się przy skokach i w momencie, kiedy trzeba panować nad motocyklem w powietrzu. Dla mnie trudność sprawia mi udział w zawodach super enduro, ale tylko w okresie zimowym. Wymagająca jest również jazda na hali. Miałem okazję startować w Tauron Arenie w Krakowie i miałem możliwość wzięcia udziału w zawodach na torze. Organizatorzy przygotowali dla nas maksymalną liczbę przeszkód, a sam tor wymagał ode mnie dość sporych umiejętności. Jazda po drzewach, liczne skocznie i rowy, a także szykany i zakręty z hopkami nie należały do łatwych przeszkód.

Ale w ten sposób zbierasz potrzebne ci doświadczenie?

Dokładnie tak. Zdobyte doświadczenie ma duże znaczenie. Ważna jest również regularność startów. Sam po kontuzji odczuwałem lekką obawę, że moja forma nie jest na tyle dobra, abym mógł rywalizować z najlepszymi.

Czy na zawodach są dozwolone modyfikacje motocykla i jak to wygląda u Ciebie?

Motocykl musi spełniać warunki, co do mocy w jakiej kategorii startują zawodnicy. Pozostałe modyfikacje i ustawienia, to kwestia indywidualna. Duży wpływ na jazdę ma zawieszenie, jeden zawodnik woli twardsze, a drugi bardziej miękkie. Jeśli chodzi o silnik, to można zmienić charakterystykę w oddawaniu mocy. Albo będziesz miał motocykl, który po dodaniu mocy będzie reagował liniowo, albo tak, jak to jest potrzebne kiedy zawodnicy rywalizują na piasku. Motocykl będzie od razu będzie jechał na najwyższych obrotach.

A gdybyś miał pieniądze i kupił nowiutki motocykl np. KTM z 2021 roku. Startujesz na nim w zawodach. Jesteś w stanie wygrać?

Byłoby bardzo ciężko. Taki nowy motocykl jest fajny, ale wymaga on lekkiej modyfikacji. Trzeba było zrobić w takiej maszynie zawieszenie. Oczywiście wymienić opony, ponieważ te seryjne są wykonane z takiej mieszanki gumy, na której nie można byłoby jeździć. Dla tych, którzy mało interesują się tym sportem zdradzę, że na zawodach rzadko używa się w oponach dętek. Ja stosuję piankę, która wypełnia oponę i śmiało bez konsekwencji, mógłbyś do niej gwoździa wbić.

W takiej dyscyplinie liczy się znajomość motocykla pod każdym względem. Ty sam go przygotowujesz, czy masz mechanika, który tym się zajmuje?

Sam przygotowuję swój motocykl. To bardzo ułatwia. Wiesz czym dysponujesz, wiesz, gdzie jest słaby punkt motocykla, co może się zepsuć, w jaki sposób trzeba poddać motocykl regulacji. Na zawodach w Rumunii, jechałem 60 km w lesie i gdy mi się coś zepsuło musiałem radzić sobie sam. Gdybym nie miał wiedzy mechanicznej, to pewnie nadal bym stamtąd wracał (śmiech).

Jest to sport dla każdego?

Zdecydowanie nie. Czasem jadę z prędkością 80 km/h między drzewami, nie każdy tyle jedzie po drodze. Trzeba mieć do tego żyłkę i swego rodzaju dryg. Oczywiście trzeba, to kochać, bo adrenaliny w tym sporcie nie brakuje.

Co Ty chciałbyś osiągnąć w tym sporcie?

I tutaj doszliśmy do sedna. Mam mały dylemat. Bo, abym mógł uprawiać tą dsycplinę, to muszę pracować. W ten sposób zarabiam na starty i mam pieniądze na utrzymanie motocykla. Pewnie ciężko będzie wejść na szczyt, ponieważ zawodnicy z Niemiec, Francji czy Słowacji mają swoich sponsorów. Nie muszą tak, jak ja myśleć o o tym czy będę miał pieniądze na następne zawody. Oni skupiają się tylko na trenowaniu i startach. Mają ten komfort, którego ja nie mam. Na pewno każdy cieszyłby się z Polaka, zajmującego wysokie miejsca na zawodach międzynarodowych, jednak nikt nie chce wyłożyć własnych pieniędzy i sponsorować taki sport. Ambicji mi nie brakuje. Chcę nadal się rozwijać i mam nadzieję, że prędzej czy później znajdę sponsorów.  A wtedy będę mógł pokazać na co naprawdę mnie stać.

Twoje plany na przyszłość?

Na chwilę obecną pracuję u taty i mam ten komfort, że gdy potrzebuje wyjechać na zawody, to urlop bez problemu dostanę, ale jak będzie za rok, dwa, to powiem szczerze nie wiem. Chciałbym, aby wszystko w moim życiu było skupione wokół tej mojej pasji. Twardo stąpam po ziemi i wiem, że bez stabilizacji finansowej ciężko będzie mi, to osiągnąć.

Zobacz również