Tomasz Jastrzębski: „Noc z 9 na 10 lipca 1944 roku była dla „Sójki” sprawdzianem potwierdzającym właściwą lokalizację placówki”

Tomasz Jastrzębski: „Noc z 9 na 10 lipca 1944 roku była dla „Sójki” sprawdzianem potwierdzającym właściwą lokalizację placówki”

Zbliża się inscenizacja historyczna z okazji 78. rocznicy zrzutów alianckich dla Armii Krajowej na Dzielcu. Zapraszamy do lektury artykułu Tomasza Jastrzębskiego, eksperta historii lotnictwa polskiego, kolekcjonera wielu artefaktów związanych z lotnictwem, współpracownika Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych 1. Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej.

Historia jest  kapryśną panną. Nigdy nie wiemy kogo, kiedy, gdzie i w jakim stopniu obdarzy swoją łaskawością. Tak więc zdarza się, że większość życia obracamy się w  jakimś terenie, nawet nie przypuszczając, że oprócz teraźniejszych walorów, czy ważności, kiedyś było jednym z milionów  puzzli składających się na dużo większy obraz, o niezwykle istotnym znaczeniu dla historii.  Miejsc takich wokół nas jest sporo. Jedni je dostrzegają, inni przechodzą obojętnie. Jest też pewna, wybitnie wrażliwa grupa ludzi, dla który przeszłość,  miejsca w którym  mieszkają, jak  i pamięć  o ludziach, którzy przed nimi stanowili społeczność ich ziemi, jest niezwykle ważną częścią ich życia. To dzięki nim  następne pokolenia mogą przekazywać swym następcom niewidzialną, ale jakże ważną nić, łączącą obecne czasy, miejsca i ludzi z czasem minionym, tworząc tym samym niezwykłą księgę życia i poczynań mieszkańców danego terenu.  Bardzo często też zwykłe niczym szczególnym, nieodznaczające się  miejsca okazują się, dzięki pasjonatom, swoistymi kapsułami czasu, ukazując niezwykłą i ciekawą historię. Takimi strażnikami czasu i historii są członkowie Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych 1. Pułku Strzelców Podhalański Armii Krajowej. Dzięki ich  uporowi, poświęceniu i dociekliwości, pamięć i zasługi ludzi, którzy bezkompromisowo i odważnie stanęli w obronie swojej ojczyzny, swojej ojcowizny swojej tożsamości, nie zostaną zapomniane. To dzięki takim jak oni, wspaniałym pasjonatom, miejsca tak ważne dla pamięci lokalnej, ale i narodowej są pokazywane i zapisane dla potomnych.

Właśnie w  najbliższą niedzielę, 10 lipca,  na stoku szczytu Beskidu Wyspowego – Mogielicy w miejscu nazwanym „Dzielec” odbędzie się zorganizowany przez wspomnianych miłośników, pokaz i rekonstrukcja upamiętniająca 78. rocznicę wydarzenia, które wpisało się w wielką kronikę działań  rzeszy lotników i personelu dywizjonów lotniczych, którzy od 1943 roku dostarczali w arcyodważnych lotniczych misjach, wieloraką pomoc żołnierzom Polskiego Podziemia. Oprócz broni i materiałów wojennych dostarczali kurierów i świetnie wyszkolonych żołnierzy, oficerów różnej specjalności, szkolących w okupowanym kraju młodych do walki o niepodległość, ale też łącznościowców i dywersantów wraz z nieodzownym  sprzętem. Dostarczali też i rzecz zdałoby się zdecydowanie ważniejszą. Te aluminiowe, nocne ptaki i ich załogi niosły na swych skrzydłach nadzieję i wiarę w zwycięstwo oraz poczucie więzi z wolnym światem i realne poczucie pomocy ze strony  aliantów, co w sposób nieoceniony utrzymywało morale walczących  i całego narodu.

Dlaczego akurat to miejsce, „Dzielec”, na stokach pięknej góry stało się areną dla  uroczystości? To właśnie tu, na terenie polany należącej do leśniczówki „U Florka” dowództwo miejscowego AK zadecydowało ze względu na bezpieczeństwo oraz walory łatwej komunikacji na utworzenie drugiego, po niedalekiej „Wildze”, znajdującej się w Gorcach, miejsca do przyjmowania zrzutów dla oddziałów leśnych. Nazwano je, zgodnie z wytycznymi organizacyjnym pól zrzutowych w Małopolsce „ornitologicznym” kryptonimem „Sójka” oraz nadano oznaczenie kodowe 401. 

Noc  z 9 na 10 lipca 1944 roku była dla „Sójki” sprawdzianem potwierdzającym właściwą lokalizację placówki. W środku nocy, nad spokojną i cichą doliną pojawiła się z wielkim hukiem jedna z dziewięciu lecących  tej nocy maszyn, które startując ze swej bazy w Brindisi,  na południu Włoch, obrały swój kurs na zrzutowiska położone na terytorium Polski.

Pięć polskich maszyn, należących do 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia Polskich Sił Powietrznych, w tym dwa Liberatory B24 i trzy Halifaxy oraz  pięć Halifaxów Dywizjonu  RAF załadowanych jednakowo 12 zasobnikami ze sprzętem wojskowym i 12 paczkami z medykamentami i inną pomocą, skierowano na placówki położone w okręgach lwowskim (7 maszyn) oraz krakowskim (2 maszyny). Dla tych dwóch samolotów wyznaczono jako cel właśnie miejsce zrzutowe o kryptonimie „Sójka” na zboczach Mogielicy.  Obydwie maszyny wraz z dziewięcioosobowymi załogami należały do 148. Dywizjonu RAF. Były to Halifax JP-254 „D” dowodzony przez W/O Clacketta i Halifax JP-295 „P” dowodzony przez F/O Blynna.

Z tych dwóch  udanego zrzutu dokonał tylko pierwszy Halifax Clacketta. Nadlatując parę minut po północy nad okolicę, w której miał być dokonany zrzut, pilot zauważył prawidłowo wyświetlony latarkami, przez oddział partyzantów sygnał kodowy (litera) i dwa razy nawracając nad oznaczone miejsce, wyrzucił wszystkie przeznaczone dla tej placówki pojemniki i paczki. Niestety załoga drugiego Halifaxa, na skutek mgły nie odnalazła „Sójki”  i powróciła do włoskiej bazy, dokonując jedynie propagandowego zrzutu ulotek na Belgrad. Dodać trzeba, że noc ta była jedną z nielicznych szczęśliwych nocy dla  załóg, lecących z pomocą. Ze wszystkich dziewięciu wysłanych załóg, sześć odnalazło swoje cele i dokonało zrzutu i wszystkie szczęśliwie powróciły do swej bazy.

Niestety tak szczęśliwe dni były rzadkością, młode załogi dziesiątkowane były przez niemieckie lotnictwo nocne, wspomagane już wtedy świetnie działającymi systemami radarowymi. Te nocne „oczy” niemieckich lotników były niejednokrotnie przyczyną tragedii alianckich załóg. W takie też dramaty obfitowała  wcześniejsza noc z 3 na 4 lipca 1944.  Wtedy również jedną z wyznaczonych do operacji placówek stanowiła mogielicka „Sójka”. Niestety na skutek komplikacji, jak i dramatycznych okoliczności, do tego zrzutu nie doszło. Pierwszy z samolotów, wyznaczonych do zrzutu na Dzielcu, Halifax DG-386 „U” P/O Crabtree-go trafił do celu, lecz na skutek błędnego oznaczenia literowego, wyświetlonego przez partyzantów, nie zrzucił zasobników i powrócił do bazy. Drugim samolotem był Halifax EB-179 „Q” W/O Bettlesa. Niestety zaraz po starcie samolot uległ awarii i lądował awaryjnie na swoim lotnisku. Trzecim samolotem nad „Sójkę” leciała załoga Halifaxa JP-292  „W” dowodzona przez W/O Fairweathera i ten lot kosztował załogę życie.

Załogę stanowili: pilot W/O Fairweather C.T., bombardier F/O Brown J. S., nawigator P/O Haigh A.,  radiotelegrafista F/S Houghton R. F., mechanik Sgt Jacques R., strzelec F/S  Smith L. J., strzelec F/S Easton J. Wszyscy polegli na jugosłowiańskiej ziemi, zestrzeleni w trakcie  lotu  do Polski. Pochowani zostali na cmentarzu Wspólnoty Brytyjskiej w  Belgradzie. Wszystkie trzy maszyny należały do brytyjskiego 148. dywizjonu RAF, który poniósł tamtej nocy z 3 na 4 lipca 1944 roku,  tak dotkliwe straty w ludziach, że po dziś dzień tę tragiczną datę wspomina się w kronikach Dywizjonu jako czarny poniedziałek. Tej nocy 148. Dywizjon utracił 1/3 swojego etatowego stanu.

Taką to daninę życia płacili młodziutcy lotnicy za  niesienie pomocy i nadziei innym. Tym bardziej doceńmy ich poświęcenie oraz bezprzykładną odwagę, dzięki której pokonano hitlerowskich zbrodniarzy i okupantów. Właśnie w niedzielę na Dzielcu możemy wszyscy wspólnie oddać im hołd i podziękować za dzisiejszą naszą niepodległość, bowiem to miejsce łączy niezwykłą paralelą te dwie, odległe, a tak bliskie symboliczne daty i zdarzenia. 

 

tekst: Tomasz Jastrzębski; oprac. MAG

fot. ze zbiorów Centralnej Cyfrowej Biblioteki Wojskowej i J. Krzewickiego przedstawiają miejsce zrzutów na Dzielcu i Partyzantów OP „Wilk” z bronią pochodząca ze zrzutów

 

Zobacz również