Mieszkańcy ulicy Fabrycznej są podzieleni wycinką kasztanowca. Drzewo, które dla jednych było oazą spokoju i osłaniało przed słońcem, innym przeszkadzało i stwarzało zagrożenie.
Drzewa znikają. Tną je właściciele prywatnych działek, tnie miasto. I niemal za każdym razem, gdy pytamy o przyczynę tej wycinki, słyszymy: „bo były chore”. Pytanie czy kiedykolwiek ktoś te opinie sprawdzał i weryfikował? Tak może być w przypadku kasztanowca, który miał uschnąć i stwarzać zagrożenie.
– Kasztanowiec był i już go nie ma. A rósł i rozwijał się tutaj odkąd pamiętam. Fakt. Był zaniedbany, ale tylko dlatego, że, gdy został tutaj wybudowany plac zabaw i siłownia zewnętrzna, został „zabetonowany”. Mówiliśmy, że te inwestycje będą zagrożeniem dla wszystkich naszych drzew. I mieliśmy rację. Najpierw to drzewo, a później będą kolejne – mówi nam pani Ewa, mieszkanka jednego z bloków przy ul. Fabrycznej.
Pani Ewa tłumaczy, że traci, coś, co dla niej, jako mieszkanki tej ulicy sprawiło wielką przykrość i niepowetowaną stratę. – Mamy tutaj, taki swój skrawek zieleni i namiastkę małego zagajnika, który nas mieszkańców oddziela od ruchliwej drogi i całego tego zgiełku. Ktoś nam burzy nasz spokój – podkreśla.
O wycięcie kasztanowca apelował do władz miasta radny Piotr Musiał. On z kolei miał sygnały od innych mieszkańców, którzy twierdzili, że drzewo zagraża bezpieczeństwu bawiących się na placu zabaw i siłowni dzieci. Poza tym drzewo jest chore, wyschło i dlatego trzeba było je wyciąć.
Poprosiliśmy, aby przedstawił nam opinię dendrologiczną na temat ściętego kasztanowca, a także w jaki sposób zostało ono zagospodarowane.
Liczymy na merytoryczną i przede wszystkim jasną odpowiedź, która wyjaśni nam nasze wątpliwości, co do zasadności ścięcia drzewa.