Historia zrzutowiska „Wilga” w opracowaniu Tomasza Jastrzębskiego

Historia zrzutowiska „Wilga” w opracowaniu Tomasza Jastrzębskiego

18 grudnia odbędzie się inscenizacja na osiedlu Polanki w Szczawie. O historii zrzutowiska „Wilga” opowiada Tomasz Jastrzębski – ekspert w dziedzinie historii lotnictwa polskiego, kolekcjoner artefaktów lotniczych, konsultant tekstu znajdującego się na tablicach obelisku upamiętniającego zrzutowisko w Szczawie.

Wilga, mały wielokolorowy ptak, jeden z najbarwniejszych ptaków Polski i może dlatego nazwano jego mianem niewielki skrawek gorczańskiej ziemi, położony nad miejscowością Szczawa. Stał się też symbolem barwnej i ciekawej, aczkolwiek niebezpiecznej opowieści o spotkaniu „leśnych”, zamaskowanych, zorganizowanych i niezwykle odważnych ludzi, służących w 1. Pułku Strzelców Podhalańskich. Byli oni symbolem wolnej Polski w tym umęczonym wojną  regionie, jak i zbrojnym buforem, niepozwalającym okupantowi na zbytnie rozpasanie i zapomnienie, do kogo ta ziemia należy. Historia zrzutowiska zaczyna się w listopadzie 1944 roku. Nazwę swą zawdzięcza przydziałowi kryptonimów, który nakazywał nazywać miejsca zrzutów w okręgu krakowskim AK właśnie nazwami ptaków.  Zrzutowiska po raz pierwszy użyto nocą z 18 na 19 listopada 1944 roku, kiedy to trzy z dziesięciu załóg samolotów dostały zadanie dostarczenia materiałów wojskowych oraz dokonania zrzutu grupy  sześciu skoczków pod dowództwem Kazimierza Raszplewicza  w ramach operacji „Kazik-1”.   Nad cel skierowano trzy samoloty 301. Dywizjonu Polskich Sił Powietrznych (PAF) były to:  Halifax JP-136 „D”, dowodzony przez chorążego  Włodzimierza Sobola, Halifax LL-534 „M”, dowodzony przez chorążego Franciszka Laskowskiego oraz B-24 Liberator  KG-834 „U” pod dowództwem chorążego Jana Cholewy, lecącego z sześcioma cichociemnymi polskimi oficerami, którzy mieli po skoku zasilić szeregi oddziałów Armii Krajowej na Podhalu.  Żaden z wymienionych samolotów nie dotarł na miejsce z powodu bardzo niskiej podstawy chmur w tym rejonie, wszystkie samoloty szczęśliwie wróciły do bazy w Campo Casale na południu Włoch.

Zaledwie cztery dni po nieudanej misji, nocą z 22 na 23 listopada,  dowództwo 301. Dywizjonu wysyła do akcji w Polsce pięć samolotów, z których aż trzy skierowane zostają w rejon Gorców. W ramach ponowienia operacji „Kazik -1” zrzutu cichociemnych z Campo Casale startują: B-24  Liberator  KG-994 „R”, dowodzony przez kapitana Stanisława Reymer-Krzywickiego oraz   B-24 Liberator KG-834 „U” kapitana Leopolda Mieleckiego, który w ramach operacji „Staszek-2” ma wypuścić nad celem następną ekipę sześciu cichociemnych, której dowódcą jest porucznik Stanisław Dmowski. Jako trzeci na „Wilgę” ma dolecieć polski Halifax JP 242 „E”, dowodzony przez sierżanta Tadeusza Mioduchowskiego. Z tej trójki tylko załodze  Liberatora kapitana Mieleckiego nie udało się dokonać zrzutu.  Dwa pozostałe samoloty doleciały do celu i zasiliły partyzantów wyszkolonymi dywersantami oraz zasobnikami z bronią i materiałami potrzebnymi do walki z wrogiem. Wszystkie trzy samoloty szczęśliwie docierają do swojej bazy we Włoszech.

Po ponad miesięcznej przerwie w świąteczną noc,  z 25 na 26 grudnia 1944 roku, uśpioną dolinę Kamienicy znowu przeszywa huk wielkiej czteromotorowej polskiej maszyny. Tego dnia dowództwo operacji zrzutowych kieruje nad Polskę pięć maszyn, z czego nad Szczawę dwie załogi 301. Dywizjonu. Są to: B-24 Liberator BZ-965 „V”, dowodzony przez kapitana Stanisława Reymer-Krzywickiego, a próbującego po raz drugi dolecieć do kraju z grupą skoczków – cichociemnych w ramach operacji „Staszek-2” oraz Halifax JP-242 „E”, pilotowany przez sierżanta Tadeusza Mioduchowskiego, mającego dokonać zrzutu materiałowego na „Wilgę”. Mimo dobrych warunków nad cel dociera tylko Halifax sierżanta Mioduchowskiego i dokonuje zrzutu materiałów. Liberator kapitana Stanisława Reymer-Krzywickiego zostaje we wstępnej  fazie lotu  odwołany z misji i powraca do Włoch. Halifax  JP 242 „E” po długim, udanym rajdzie nad Polskę również szczęśliwie ląduje w Campo Casale.

Następną nocą, z 26 na 27 grudnia 1944 roku, znowu gorczańskie zbocze rozbłyska światełkami rozpalonymi przed oddział AK, pokazującymi pilotowi zarówno zrzutowisko, jak i kierunek wiatru. Z Włoch startuje pojedynczo pięć maszyn z zaopatrzeniem i skoczkami na pokładzie. Nad górską polanę ma dolecieć B-24 Liberator BZ-965 „V”, dowodzony i pilotowany przez kapitana Stanisława Reymer-Krzywickiego. Jest to ostatnia, trzecia próba zrzutu sześciu cichociemnych grupy kapitana Stanisława Dmowskiego. Po długim locie z Włoch piloci odnajdują zrzutowisko, i robiąc kolejnych sześć nalotów wyrzucają pojemniki ze sprzętem, by na końcu wypuścić w noc sześciu skoczków.  Po wykonaniu zadania samolot szczęśliwie wraca do bazy.

Przedostatnią przysługą, jaką  „Wilga” oddaje partyzantom, jest  zrzut materiałowy, dokonany nocą z 27 na 28 grudnia 1944. Z pięciu samolotów, lecących tej nocy z pomocą Polskiemu Podziemiu, żaden nie miał za cel obranej placówki „Wilga”. Jednak partyzanci czuwali, gdyż ich zrzutowisko stanowiło tzw. cel zapasowy. Czuwanie przyniosło skutek, bowiem  Halifax JP-242  „E”, pilotowany przez sierżanta Tadeusza Mioduchowskiego, nie mogąc zlokalizować głównego swojego zrzutowiska, którym była „Cekinia” (niedaleko miejscowości Końskie na Kielecczyźnie) poleciał na zapasowe, czyli właśnie „Wilgę”, gdzie po czterech nalotach z sukcesem zakończył misję.

Ostatnim, zarazem najwspanialszy akordem w historii tego miejsca, była noc z 28 na 29 grudnia 1944 roku. Wtedy to dowództwo 1586. Eskadry do Zadań Specjalnych* wysłało do Polski aż dziesięć maszyn: sześć Halifaxów i cztery Liberatory.  Z całej tej dużej grupy samolotów tylko cztery dokonały zrzutu materiałów i to wszystkie właśnie nad „Wilgą”, która dla żadnego z nich nie była tej nocy celem głównym, lecz zapasowym. Na skutek rożnych przyczyn, nad „Wilgą” pojawiły się tej nocy następne cztery samoloty, lecz placówka fizycznie nie mogła już podjąć tych zrzutów. Był to ostatni, lecz jakże spektakularny dzień tej gorczańskiej polany w służbie Armii Krajowej!  W tym dniu nad górami  pozostawiły swój cenny ładunek: Liberator KG-994 „R” kapitana Edmunda Ladry, Liberator KH-151 „S” chorążego Jana Cholewy, Halifax JP-252 „L” chorążego Jana Kalfasa, Halifax  LL-118 „C” sierżanta Antoniego Tomiczka.

Samoloty, które pojawiały się nad zrzutowiskiem reprezentowały dwa typy maszyn. Pierwszy to samolot Handle Page Halifax produkcji brytyjskiej Halifax V i amerykański ciężki bombowiec  Consolidated Liberator V i VI. Były to brytyjskie odmiany ciężkich samolotów bombowych Halifax MK II i MK III oraz Consolidated Liberator serii „J”, specjalnie przygotowane przez RAF do celów  transportowych przez zwiększenie miejsca  transportowego oraz zmianę uzbrojenia i wyposażenia nawigacyjnego. Placówka „Wilga” była dla polskich lotników miejscem szczęśliwym. Mimo działających w niedalekiej odległości dwóch potężnych niemieckich stacji radarowych „Tatzelwurm” w Tarnowie i „Kranstein” koło Krakowa, łowiących na ekranach nocne maszyny i współpracujących z dywizjonem nocnych myśliwców polujących na te pojedyncze maszyny, żadnego z lecących nad Gorce samolotów i jego załóg nie spotkał tragiczny los. Wszyscy dożyli końca wojny.

Ostatni z pilotów, zmarły w 2013 roku, Antoni Tomiczek w swojej ustnej relacji w czasie odwiedzin na „Wildze” opowiedział, że po kilku nalotach na miejsce zrzutu, w ostatnim,  wbrew przepisom bezpieczeństwa, lecąc wzdłuż doliny, włączył pełne oświetlenie samolotu, by znajdujący się na ziemi ludzie zobaczyli, że to POLSKI samolot! Opowieść ta niech będzie puentą historii tego miejsca.

Na tym kończy się chwalebna historia tego miejsca, ale nie kończy się pamięć i wdzięczność dla tych wspaniałych ludzi, którzy realizowali swoją misję i wizję wolnej Polski zarówno tam w powietrzu, jak na tej trudnej gorczańskiej ziemi. Co roku dzięki Stowarzyszeniu Rekonstrukcji Historycznych – 1. PSP AK w grudniu odbywają się w miejscu zrzutowiska uroczystości przypominające te wydarzenia. Biorą w nich udział zarówno rekonstruktorzy, jak i weterani, lotnicy oraz miłośnicy historii i lotnictwa.  To każe patrzeć z nadzieją, że pamięć ludzi i miejsca wyryła w duszach wielu obecnie żyjących niezniszczalny ślad, który nie pozwoli o niej zapomnieć.

*Samodzielna 1586. Eskadra do Zadań Specjalnych powołana w 1943 roku stanowiła część zespołu lotniczego utworzonego przez Brytyjczyków w ramach SOE Special Operations Executive – Kierownictwa do Zdań Specjalnych, rządowej agencji zajmującej się działaniami nieregularnymi w okupowanej Europie, a wiec dywersją, partyzantką, szpiegostwem itp. Do działań lotniczych w ramach operacji SOE oddelegowano z RAF polski 301. Dywizjon bombowy, podporządkowany dowódcy 334. Skrzydła Specjalnego Przeznaczenia. W działaniach tego lotniczego zespołu działały więc: 1586. Dywizjon do Zadań Specjalnych PAF (Polish Air Force), 138.  Dywizjon RAF (Royal Air Force), 148. Dywizjon RAF, 178. Dywizjon RAF, 31.  Dywizjon SAAF (South Africa), 34. Dywizjon SAAF.

 

tekst: Tomasz Jastrzębski; oprac. MAG

zdjęcia udostępnione przez SRH 1. PSP AK – ppor. pil. Antoni Tomiczek i obraz autorstwa Roberta Firszta, przedstawiający operację zrzutową na „Wildze”

Zobacz również