Mszana Dolna. Murzyn staranował bmw? Właściciel w to nie wierzy

Mszana Dolna. Murzyn staranował bmw? Właściciel w to nie wierzy

Ryszard Knapczyk z Mszany Dolnej dostał mandat, bo jego psy biegały samopas. Zdziwił się, gdy przyszło wezwanie zapłaty 1200 zł za naprawę auta.

Ryszard Knapczyk jest głową siedmioosobowej rodziny, która mieszka przy ruchliwej krajówce w Mszanie Dolnej. Żona nie pracuje, jest na rencie inwalidzkiej. Ma piątkę dzieci, które się uczą. Niepełnosprawny syn i córka chodzą do szkoły specjalnej. Dwójka uczy się poza domem i mieszka w internatach. To wszystko kosztuje. Knapczyk utrzymuje ich pracą na roli i jak sam przyznaje łatwo nie jest, ale nie narzeka, bo inni mają gorzej. Gdy otrzymał pismo z firmy ubezpieczeniowej, że musi zapłacić prawie 1200 zł za naprawę cudzego samochodu, nie mógł w to uwierzyć.
 
– Dowiedziałem się, że według policyjnej notatki zostałem ukarany mandatem karnym, jako właściciel psa, za to, że zwierzę spowodowało kolizję drogową – mówi Ryszard Knapczyk. – I tym samym mam firmie ubezpieczeniowej zwrócić pieniądze, które wypłacono właścicielowi samochodu za jego naprawę – dodaje.
 
Mieszkaniec Mszany Dolnej przekonuje, że o kolizji drogowej z udziałem jego psa dowiedział się ponad miesiąc od tego zdarzenia. Przyznaje, że dostał mandat, ale za to, że jego psy ganiały samopas.
 
– Przyszedł do nas policjant i powiedział, że są na mnie skargi, że psy biegają spuszczone ze smyczy, że dzieci się boją – wyznaje szczerze pan Ryszard. – Jeszcze mnie policjant przekonywał, żeby mandat przyjąć, zapłacić 50 zł i mieć sprawę z głowy – dodaje.
 
Zapłacił, bo jak przyznaje ma dwa dorosłe, choć niewielkie psy i trzy młode. Nie zawsze da się wszystkie upilnować. Mogło się więc zdarzyć, że któryś biegał bez smyczy. Ale z relacji pana Ryszarda wynika, że policjant wręczając mu mandat, nie wspomniał, iż jego pies uszkodził cudzy samochód.
 
– Gdyby mi coś takiego powiedział, w życiu bym nie przyjął mandatu, no bo jak mam płacić za coś, czego nie zrobił mój psiak – przekonuje mieszkaniec Mszany Dolnej. – Wszystkie moje psy żyją i mają się świetnie, gdyby któryś wpadł pod auto, to byłby ranny. Zresztą to małe pieski. Największy jest Murzyn, ale i tak przypomina jamnika – dodaje.
 
Wraz z pismem od firmy ubezpieczeniowej otrzymał także wycenę szkody oraz notatkę sporządzoną przez mszańskiego policjanta. To z niej się dowiedział, że jego pies uszkodził przedni zderzak i reflektor osobowego bmw.
 
– Policjanci zajmujący się kolizją prowadzili czynności, które pozwoliły im ustalić, że pies należał właśnie do tego, a nie innego mieszkańca Mszany Dolnej – mówi stanowczo asp. Stanisław Piegza, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Limanowej. – Mężczyzna ten został ukarany mandatem za nie zachowanie zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, czyli z artykułu 77 kodeksu wykroczeń – dodaje.
 
Jak zaznacza rzecznik limanowskiej policji mandat został przez Ryszarda Knapczyka przyjęty, co jest jednoznaczne z przyznaniem się do szkody, jaką wyrządził pies. Na tej podstawie ubezpieczyciel może starać się o odzyskanie wypłaconego odszkodowania właścicielowi samochodu. Koszty naprawy bmw wyceniono na niecałe 1200 zł.
 
– Uszkodzenia zostały udokumentowane na zdjęciach zrobionych przez naszego pracownika w trakcie oględzin – zaznacza Arkadiusz Bruliński, specjalista ds. kontaktu z mediami STU Ergo Hestia SA. – Wezwanie pana Knapczyka do zapłaty zostało skierowane w oparciu o notatkę Komisariatu Policji w Mszanie Dolnej, zgodnie z którą ten pan przyjął mandat – dodaje.
 
Arkadiusz Bruliński podkreśla, że notatka policyjna jest dokumentem urzędowym i ma moc dowodu tego, co zostało w niej zaświadczone, czyli korzysta z tzw. domniemania autentyczności i domniemania prawdziwości. Stąd też firma nie uwzględniła odwołania od zapłaty odszkodowania, jakie wystosował do niej mieszkaniec Mszany Dolnej.
 
– Opisałem wszystko, tak jak było. Że to nie mój pies. Że mnie nikt nie poinformował o jakiejś kolizji. Że mam ciężką sytuację, ale to nic nie dało – rozkłada bezradnie ręce Ryszard Knapczyk. – Bardzo przykre jest to, że będę musiał płacić za czyjegoś psa. Jestem uczciwym człowiekiem i potrafię się przyznać do winy. Gdyby ona była po mojej stronie, z pokorą bym ją przyjął – dodaje.
 
Jedynym ustępstwem, na jakie poszedł ubezpieczyciel, jest rozłożenie wierzytelności na raty.
 
– To wszystko co możemy dla tego pana zrobić – przyznaje Bruliński z Ergo Hestii.
 
Pan Ryszard nie zamierza jednak płacić firmie ubezpieczeniowej.
 
– Dla kogoś 1200 zł może być niedużą kwotą. Dla mnie to za wiele. Jestem biednym rolnikiem z gromadką dzieci i chorą żoną – mówi zrezygnowany mężczyzna. – Przecież nie pozwolę, żeby moja rodzina chodziła głodna – podkreśla zerkając na córkę Różę.


fot./żródło Gazeta Krakowska

Zobacz również