Terenową toyotę miał dopiero od trzech dni. Gnał nią 140 kilometrów na godzinę. Dachował na chodniku Ola Michałowicz za trzy tygodnie skończyłaby 23 lata. Planowała ślub. Wszystko urwało się tragicznie w Szczawie w wakacje zeszłego roku. Kierowca usłyszał wyrok czterech lat więzienia
– Wciąż na nią czekamy. Wierzymy, że stanie uśmiechnięta w drzwiach i krzyknie: Witajcie! – mówi ze łzami w oczach Irena Michałowicz, mama Aleksandry, która zginęła w lipcu 2013 r. w Szczawie.
Był ciepły, letni wieczór. Ola ze swym chłopakiem Jarkiem spacerowali chodnikiem. Rozmawiali o tym, jak będzie wyglądało ich wspólne życie. Planowali się pobrać. Byli ze sobą od trzech lat, pięć dni wcześniej wynajęli mieszkanie i wprowadzili się do niego.
– Nagle zobaczyliśmy pędzący samochód. Gnał jak oszalały – wspomina Jarosław Gorczowski. – Ola powiedziała jeszcze: Boże, żeby tylko krzywdy komuś nie zrobił. Chwilę później leżała już na poboczu.
Koziołkował na chodniku
Kierowca stracił panowanie nad rozpędzonym samochodem, który odbił się od krawężnika i koziołkując wpadł na chodnik. Jarek nie widział momentu, gdy auto uderzyło w jego dziewczynę, odrzucając ją na kilkadziesiąt metrów. Podbiegł do wywróconego auta. Myślał, że przygniotło Olę. Tymczasem leżała znacznie dalej. Była zmasakrowana. W stanie krytycznym trafiła do limanowskiego szpitala. Tam zmarła.
– Jeszcze nie otrząsnąłem się z tej tragedii – przyznaje Jarosław Gorczowski. Uczestniczył w procesie kierowcy, ale niewiele zapamiętał. Gdy obrońca rozpoczął mowę, wyszedł z sali rozpraw.
– Nie mogłem tego słuchać – dodaje cicho.
Cztery lata za śmierć
Toyotą kierował 22-letni Łukasz Ś. Tuż po wypadku licznik prędkości zatrzymał się na 140 km/godz.
Więcej przeczytacie TUTAJ