Turbacz Mszana Dolna po rundzie jesiennej zajmuje 3 miejsce w tabeli ligi okręgowej. Do pierwszego Tymbarku traci zaledwie 2 punkty, mając na swym koncie 32 punkty. Drużyna prowadzona przez Mariana Tajdusia, to jeden z kandydatów i pretendentów do awansu. Ale czy faktycznie?
Po zakończonej rundzie jesiennej w mszańskim środowisku piłkarskim pojawiły się spekulacje czy Marian Tajduś będzie prowadził na wiosnę drużynę pomarańczowo-czarnych. Spekulacje te miały być rozwiane po wyborach samorządowych, kiedy to wiele miało się wyjaśnić. Gdyby wybory wygrał Tadeusz Filipiak, to niewątpliwie w funkcjonowaniu klubu niewiele by się zmieniło. Jeszcze przed wyborami na ostatniej sesji Rady Miasta klub otrzymał dodatkowe pieniądze na swoją działalność. W zaproponowanym budżecie na 2015 rok piłkarze otrzymali dodatkowe 10 tysięcy złotych. Klub mógł liczyć na 70 tyś. złotych na utrzymanie z budżetu miasta. Wybory wygrał Józef Kowalczyk, który nie wiadomo jak postąpi i czy w ogóle utrzyma na tym samym poziomie dofinansowanie dla Turbacza.
– Chciałbym się spotkać w tej sprawie z działaczami i prezesem Stożkiem – mówi Marian Tajduś. – Nie wiem czy będę dalej pracował w Turbaczu – dodaje.
Szkoleniowiec Turbacza prowadzi również czwartoligowy KS Zakopane, który we wtorek rozegrał w Nowym Targu mecz sparingowy z MKS Limanovią Szubryt. W spotkaniu tym Marian Tajduś desygnował do gry trzech zawodników Turbacza: Damiana Wsóła, Sylwestra Wierzyckiego i Krzysztofa Piekarczyka.
– Sezon skończyliśmy 3 tygodnie temu. Z zakopiańskiego klubu wypadło mi trzech zawodników, dlatego chciałem aby wystąpili w tym meczu. Nie doszukiwałbym się tutaj sensacji – zaznacza Tajduś.
Nie da się jednak ulec wrażeniu, że drużyna spod Turbacza w tym sezonie grała bardzo nierówno i sam występ jeszcze przed sezonem był wielka niewiadomą i dla kibiców i dla samego szkoleniowca, który w ostatniej chwili „sklecił” podstawową jedenastkę. W odwodzie Tajduś nie miał specjalnie nikogo. Na ławce rezerwowych byli juniorzy, a na treningu przychodziło 7, czy 8 zawodników.
– W takich warunkach bardzo ciężko jest pracować. Proszę mi wierzyć, że czasem miałem dylemat jak zestawić jedenastkę. Każdy kolejny mecz był dla mnie wielką niewiadomą. Dlatego też teraz musze się poważnie zastanowić co dalej. Pracuję w Zakopanem, ale to też dla mnie wielkie utrudnienie dojeżdżać i pokonywać 90km w jedną i w drugą stronę. Gdyby nie pomoc mojego syna Wojtka, to tak naprawdę nie byłoby szans na pracę w dwóch zespołach. Teraz Wojtek przestanie mi pomagać, bo chce pracować z piłkarzami w Rabce. Ma w planach również wyjazd za granicę, gdzie chciałby odbyć kurs w jednej ze znanych szkół trenerskich. Mam naprawdę dylemat. Do 10 grudnia temat mojej pracy w Turbaczu na pewno się wyjaśni – zakończył trener Tajduś.
Fot.:arch. TV28